Każdy z nas przychodzi na świat w jakiejś rodzinie. Nie możemy sobie wybrać miejsca, czasu i okoliczności narodzin. Po prostu się rodzimy. Nie mamy wpływu na to, kim są nasi rodzice, czy na świecie jest już nasze starsze rodzeństwo, czy żyją dziadkowie i jakie są relacje pomiędzy wszystkimi członkami naszej rodziny.
Wszystko to, czego doświadczamy we wczesnym okresie życia, ma związek z tym, jak kształtują się mechanizmy, według których później postępujemy, i jak wpływają one na naszą dorosłość. Bywa tak, że potrafimy zorientować się w tym, jaki sposób reagowania czy jaki schemat powielamy, ale bywa też tak, że bardzo cierpimy i nie rozumiemy, dlaczego na przykład wchodzimy w relacje, które do tego cierpienia się przyczyniają. A wchodzimy w nie, bo są nam znane, przez co czujemy się w nich bezpiecznie. Nawet jeśli jednocześnie przynoszą nam cierpienie.
Jak to możliwe, że to, czego doświadczyliśmy w dzieciństwie, może wywierać aż tak silny efekt na całe dorosłe życie? Przecież kiedy jesteśmy już dojrzali, wydaje nam się, że sami decydujemy o tym, w jakie relacje wchodzimy, jak kończymy te, które są dla nas źródłem cierpienia, i jak budujemy więzi społeczne. Okazuje się, że nie jest to takie oczywiste i nie możemy o tym decydować tak po prostu i bez żadnego problemu. Pomimo tego, że mijają lata, jesteśmy coraz starsi i mamy dwadzieścia, pięćdziesiąt czy siedemdziesiąt lat, to w sytuacjach trudnych dla nas emocjonalnie często reagujemy tak, jak wtedy, gdy byliśmy małymi dziećmi.
Schemat ten mogą oddać słowa sześćdziesięciopięcioletniej Klary, która pewnego dnia pojawiła się w gabinecie psychologa. Pierwsze zdanie, które od niej usłyszałam, brzmiało tak: „Nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi, ale pamiętam, że kiedyś już tak się czułam, tak jak teraz w relacji z tym moim mężem. Tyle lat człowiek już ma, a wciąż to samo”.
Jak możemy rozumieć słowa naszej seniorki, które niosą w sobie ogromną mądrość życiową i są bardzo trafną refleksją na temat tego, jaki wpływ wywierają minione doświadczenia na obecne życie? Możemy wyróżnić kilka ważnych aspektów:
- Najwcześniejsze doświadczenia wczesnodziecięce, czyli styl przywiązania
- Osobiste doświadczenia – traumy dziecięce, dysfunkcje w rodzinie
- Komunikacja w rodzinie – style komunikacji w rodzinie
- Wzorce, przekazy, role, przekonania panujące w danej rodzinie
Dlaczego tak się dzieje, że minione doświadczenia wczesnodziecięce wywierają tak silny wpływ na całe późniejsze życie i co oznaczało owo „to samo” w przypadku Klary?
Styl przywiązania (według teorii przywiązania J. Bowlby’ego)
W najwcześniejszym okresie życia mały człowiek zdany jest całkowicie na innych, na swoich opiekunów. Najczęściej są to rodzice. W zależności od tego, jakim doświadczeniem dla dziecka jest bycie w relacji z tymi pierwszymi, najbardziej znaczącymi figurami, kształtuje się coś, co psychologia określa stylem przywiązania. Rodzice czy opiekunowie nie tylko karmią dziecko, przewijają je, pielęgnują, bawią się z nim, ale także mówią do niego, komunikują się między sobą, reagują na dziecko i na siebie nawzajem w określony sposób. To wpływa na wytworzenie się specyficznej więzi, która później w dorosłym życiu będzie stanowiła pewnego rodzaju matrycę, na bazie której dorosły człowiek będzie wchodził w relacje z innymi, odtwarzając znany sobie z wczesnodziecięcych doświadczeń rodzaj więzi z innym. W jaki sposób dziecko może doświadczać tej opieki?
Wyobraźmy sobie sytuację, w której ta pierwsza najważniejsza figura rodzicielska – matka – jest w dobrym kontakcie emocjonalnym z dzieckiem. Nie chodzi tylko o to, że je karmi i pielęgnuje, ale także emocjonalnie odpowiada na sygnały, które wysyła dziecko. Możemy powiedzieć, że na poziomie emocjonalnym współdziała z dzieckiem. Dziecko czuje, że matka (bo najczęściej taką rolę pełni matka, chociaż nie zawsze) przyjdzie wtedy, kiedy będzie jej potrzebowało, wie, że jest gdzieś w pobliżu i można na niej polegać. W takiej interakcji dziecko czuje się bezpiecznie, a jego potrzeby nie tylko te fizjologiczne, ale także emocjonalne są zaspokojone. Na bazie takiego doświadczenia dziecko wykształci bezpieczny
styl przywiązania. W późniejszym życiu dorosły już człowiek najprawdopodobniej będzie wchodził właśnie w taki rodzaj relacji z innymi. Będzie zdolny do tego, żeby ufać innym i sobie samemu, będzie przyjmował, że świat jest, ogólnie rzecz biorąc, bezpiecznym miejscem. Będzie zdolny do podjęcia decyzji o rozstaniu, gdy dana relacja okaże się dla niego destrukcyjna oraz będzie potrafił dbać o granice swoje i innych ludzi.
Nie zawsze styl przywiązania ma szansę wykształcić się w taki właśnie sposób. Czasami ten proces jest zakłócony. Możemy sobie wyobrazić, jakim doświadczeniem dla dziecka będzie na przykład brak odpowiedzi i reakcji matki na jego płacz. Dziecko, przywołując matkę, chce zaspokoić podstawową potrzebę bezpieczeństwa. Gdy matka nie pojawia się, dziecko doświadcza lęku, że sobie nie poradzi, a w skrajnych przypadkach, że nawet nie przeżyje bez jej opieki. Podobnie później w dorosłym życiu doświadczenie silnego lęku przed odrzuceniem i jednocześnie pragnienie, aby w relacji ktoś zawsze był obok, będzie stałym doświadczeniem emocjonalnym. Taki właśnie lękowy styl przywiązania utrudni lub uniemożliwi dorosłej osobie bycie w relacji o zdrowych granicach.
Może się zdarzyć też tak, że ktoś będzie za wszelką cenę unikał bycia w bliższej relacji z innymi. Będzie się czuł bezpieczniej, tworząc dystans i nie dopuszczając nikogo do emocjonalnej bliskości. Taki unikowy styl przywiązania ukształtuje się na bazie odczucia bycia niewidocznym dla rodzica. Emocje dziecka nie były rozpoznawane lub były ignorowane przez rodzica. Dziecko wobec tego pozostawało bezradne i to poczucie bezradności będzie niosło w dorosłe życie. Będzie unikać bliskości fizycznej i emocjonalnej, a w doświadczaniu ich będzie przejawiało bezradność i nierzadko chęć wycofania się.
Bywa też tak, że dziecko nie jest w stanie przewidzieć zachowań dorosłego opiekuna – matki. Jest zdane na jej dobry bądź zły humor. Przytulane lub odrzucane, doświadczające przemocy, nadużyć, żyjące w ogromnym chaosie i niepewności nie jest w stanie w żaden sposób znaleźć klucza do jej zachowań, rozpoznać, od czego to zależy. Taki styl przywiązania określany jest jako zdezorganizowany. W dorosłym życiu taka osoba będzie miała trudność w rozpoznaniu, kiedy można zaufać innym, kiedy należy postawić granice, będzie jej trudno zadbać o siebie w kontaktach z innymi. To raczej innym ludziom powierzy decydowanie o sobie. Tak jak kiedyś, być może, była obiektem przemocy i nadużyć, tak w dorosłym życiu również może być narażona bardziej niż inni na wykorzystanie i doświadczenie przemocy. W relacji może mieć trudność z zachowaniem własnej odrębności. Może na przykład nadmiernie ufać innym, nieadekwatnie na nich polegać, jednocześnie dając się wykorzystywać.
Jak widzimy, każdy z wytworzonych we wczesnym dzieciństwie stylów przywiązania będzie miał inne konsekwencje w dorosłym życiu. Spróbujmy zastanowić się nad tym, co zadziało się w życiu Klary, która po wielu latach trudnych doświadczeń w małżeństwie postanowiła poszukać pomocy i wsparcia w gabinecie psychologa.
Klara od kilkudziesięciu lat jest w relacji z mężem, bardzo skupionym na sobie, który uważa, że to żona powinna całkowicie zajmować się domowymi sprawami. I tak też w ich życiu było. Klara ma skromną emeryturę, bo pracowała na pół etatu i zajmowała się wszystkimi codziennymi sprawami. Wychowywała dzieci, przygotowywała posiłki, dbała o porządek, zakupy, miała bardzo dużo obowiązków. Nie mogła liczyć na pomoc i zaangażowanie męża, bała się go o to prosić z obawy, że mąż się nie zgodzi, zrobi awanturę albo zacznie ją karać milczeniem. Jego reakcje trudno było przewidzieć. Doświadczenie lęku, niepewności i bezradności w tej relacji były uczuciami znanymi jej z dzieciństwa. Klara starała się robić wszystko, aby nie zdenerwować męża. Przyjmowała rolę niewidzialnej i coraz częściej schodziła mu z drogi, podobnie jak kiedyś chowała się przed rodzicami, aby ich nie zdenerwować. Z napięciem starała sobie radzić na różne sposoby. Dużo czasu spędzała w kościele i uczestniczyła we wspólnocie, szukając wsparcia u innych.
Ważny moment w życiu Klary nastąpił, gdy dzieci usamodzielniły się i wyprowadziły z domu. Oboje z mężem przeszli na emeryturę. Wtedy kobieta zaczęła doświadczać przemocy ekonomicznej ze strony męża. Przez lata pracy wypracował sobie wysoką emeryturę, którą nie chciał się dzielić z żoną. Wymagał, aby to ona robiła zakupy spożywcze i gotowała, a on swoje pieniądze przeznaczał coraz częściej na alkohol.
Klara postanowiła poszukać pomocy psychologicznej. Podczas spotkań z psychologiem podęła decyzję o uczestnictwie w grupie wsparciowo-terapeutycznej dla seniorów, zdecydowała się także na konsultacje indywidualne.
Towarzyszyłam Klarze w rozpoznawaniu schematów, mierzeniu się z trudnymi doświadczeniami. Podczas spotkań terapeutycznych Klara krok po kroku orientowała się, jakich form przemocy doświadczała ze strony męża: ekonomicznej i psychicznej. Zdała sobie sprawę z tego, że lęk który odczuwała, był lękiem znanym z dzieciństwa.
Jak widzimy na przykładzie Klary, już we wczesnym dzieciństwie wykształcił się u niej lękowy, a nawet zdezorganizowany styl przywiązania. To mężowi w całości powierzyła decydowanie o sobie i swoim losie, wierząc, że jest to słuszne. Bała się, że sama sobie nie poradzi. Bała się opuszczenia, godząc się na wiele cierpienia.
Osobiste doświadczenie, traumy dziecięce, dysfunkcje w rodzinie
Klara wychowywała się w domu, gdzie alkohol był na porządku dziennym. Rodzice pili i dopuszczali się wielu zaniedbań wobec swojej córki. Nigdy nie mogła przewidzieć, czy rodzice będą trzeźwi czy pijani. Jako dziecko doświadczała szeregu trudnych emocji, lęku i bezradności. Wtedy jednak nie mogła z nimi nic zrobić.
W relacji z mężem pojawiły się podobne emocje i wydawało się jej, że też nie może nic z nimi zrobić. Była jakby zamrożona w tym związku, bała się zrobić jakikolwiek ruch i obronić samą siebie. Chowała się przed gniewem męża, tak jak kiedyś przed gniewem rodziców.
Podczas uczestnictwa w grupie wsparcia Klara wzmocniła się, zaczęła stawiać granice mężowi. Nie godziła się na to wszystko. Zaczęła też bardziej dbać o siebie, zapisała się na różne nieodpłatne zajęcia. Zawiązała nowe relacje i znajomości. NIE BYŁA JUŻ SAMA W SWOIM CIERPIENIU. Towarzyszyłam Klarze podczas przemiany i widziałam, jak ogromnie dużo pracy włożyła w to, aby się sobą zaopiekować, pozwolić sobie być ważną dla samej siebie.
Komunikacja w rodzinie
Każda rodzina charakteryzuje się specyficzną dla siebie dynamiką. W każdej rodzinie możemy zaobserwować coś, co ją charakteryzuje – rdzeń, jej tożsamość. Może objawiać się to między innymi w sposobie komunikacji, zarówno między rodzicami, jak i między rodzicami a dziećmi.
Jeśli sposób komunikacji sprzyja rozumieniu się nawzajem, szanowaniu innych członków rodziny, dbaniu o granice, możemy mówić o prawidłowym wzorcu komunikacji. Kiedy dziecko obserwuje taki wzorzec pomiędzy rodzicami, uczy się, jak rozmawiać z innymi. W przyszłości, jako dorosły człowiek, nie boi się powiedzieć NIE, gdy ktoś przekracza jego granice. Potrafi również poprosić o pomoc.
Istnieją różne wzorce komunikacji wadliwej. Dziecko doświadcza wielu trudnych emocji, gdy rodzice zwracają się do siebie w sposób autorytarny, karzą siebie milczeniem, wycofują się z kontaktu, obwiniają się i oskarżają. Bardzo często przyjmuje, że to ono jest winne, że to przez nie tak się dzieje. Gdy taki sposób komunikowania się kierowany jest bezpośrednio do dziecka, doświadcza ono poczucia bezradności, przerażenia.
Czasami bywa też tak, że rodzice przekazują sprzeczne sygnały. Gdy rodzice mają odmienne zdanie na jakiś temat, dziecko uczy się, że inne sposoby myślenia o czymś nie są zagrażające, ale mogą wzbogacać. Inaczej jest, gdy jeden rodzic wysyła sprzeczne sygnały – inne werbalne, a inne za pomocą gestu, mimiki czy emocji. Dziecko doświadcza wtedy bardzo silnego napięcia. Dzieje się tak w rodzinach z problemem uzależnienia. System zaprzeczeń, iluzji i zniekształceń powoduje, że dziecko nie wie, co jest prawdziwe, a co fałszywe.
Tak było w przypadku Klary. Minione doświadczenia wpłynęły na to, że wykształciła w sobie silny lęk i napięcie w sytuacjach niejasnych, niejednoznacznych. Bardzo trudno jej było przyjąć, że przez wiele lat w swoim związku doświadczała przemocy. Podczas spotkań terapeutycznych często powtarzała zdanie: „chyba mi się wydawało, chyba źle to czułam”. Miała trudność w zaufaniu swoim uczuciom.
Przekonania
Klara była krytykowana jako dziecko. Rodzice, często pod wpływem alkoholu, krzyczeli na nią. Nie dbali o zaspokojenie ważnych potrzeb. Te trudne doświadczenia wykształciły w niej przekonanie, że nie zasługuje na uwagę czy szacunek. Podobne przekonanie towarzyszyło jej w dorosłym życiu. Na pierwszym miejscu stawiała zawsze potrzeby męża, który nie liczył się z jej potrzebami. Bała się, że gdy na przykład poprosi o pieniądze, zostanie oskarżona o niegospodarność, że nie będzie się do niej odzywał. Kolejnym przekonaniem, które wykształciła Klara, obserwując dynamikę relacji pomiędzy rodzicami, i doświadczając ogromu cierpienia jako mała dziewczynka, było przekonanie dotyczące tego, że kobieta nie może pozwolić sobie na odpoczynek, że to tylko od niej zależy, czy zakupy będą zrobione i obiad ugotowany. Przekonanie na temat ról społecznych, którym się kierowała, przyczyniało się do przewlekłego zmęczenia. Kobieta zaczęła odczuwać różnego rodzaju bóle. Nie zdawała sobie sprawy z rozwijającej się u niej depresji.
Podczas spotkań grupowych i konsultacji indywidualnych zaczęła dostrzegać połączenie pomiędzy emocjami i dolegliwościami pojawiającymi się w jej w ciele. Krok po kroku nazywałyśmy to, czego doświadczała.
Podsumowanie
W tym rozdziale na przykładzie historii sześćdziesięciopięcioletniej Klary przyjrzeliśmy się temu, jak różne doświadczenia minionych lat, zarówno te najwcześniejsze, jak i późniejsze, ukształtowały jej obecny sposób odczuwania, reagowania i postrzegania. Pomoc, po którą się zgłosiła w krytycznym dla siebie momencie, zaowocowała tym, że nauczyła się wyznaczać swoje granice w relacji z mężem. Zaczęła dbać o swój dobrostan, korzystać z wielu aktywności dla seniorów, cieszyć się drobnymi rzeczami, a przede wszystkim przestała brać na siebie odpowiedzialność za samopoczucie i zachowania swojego męża.
Zbieżność imienia, historii, doświadczeń życiowych z opisaną pacjentką jest przypadkowa.
Autorka: Dorota Wojciechowska – psychoterapeutka, psychodietetyk
Powyższa treść pochodzi z poradnika psychologicznego „Pułapka uzależnienia i współuzależnienia”. Całą publikację możesz pobrać w formacie pdf – KLIKNIJ I POBIERZ